Być może nie każdy jeszcze wie, ale nasz kuzyn Hubert jest tancerzem. Ćwiczy kroki i wyskoki, rzuty z góry i figury. Z naszych obserwacji (i opowieści jego Mamy) wynika, że jest w tym naprawdę dobry.
Nie licząc się z ewentualnymi konsekwencjami, postanowiliśmy podnieść rękawicę nieświadomie rzuconą przez kuzyna i zmierzyć się z nim (zaocznie) w jego dyscyplinie - tancu towarzyskim.
Potajemne przygotowania zajęły nam ponad tydzień. Wieczorami spotykaliśmy się (Mama, Tata i ja) w pustych halach okolicznych sklepów spożywczych i ćwiczyliśmy do upadłego. Wszystko po to, by efekt był jak najlepszy. Celne uwagi Mamy pozwoliły wyeliminować słabsze momenty układu choreograficznego.Pot, krew i łzy - tak można w skrócie określić czas treningów. Ale finalne wykonanie - zmiata z powierzchni!
Miejsce akcji: Reykjavik, supermarket.
Czas: późne popołudnie (do zmierzchu daleko).