Czasami poziom niemowlęcego zorientowania "w temacie" zaskakuje. Okazuje się, że mały Brzdąc rozumie zdecydowanie więcej, niż nam się wydaje. Obserwując poznaje świat z różnych stron. Tak było i w tym przypadku. Tytus okazjonalnie przyglądał się nam z zaciekawieniem m.in. podczas mycia zębów. Więc pewnego dnia (dla żartu) podaliśmy mu szczoteczkę.
Młodzieniec bez mrugnięcia okiem włożył ją sobie do paszczy, w której rezyduje zastęp czterech i pół zęba, i przez następne 6 minut z wyraźnym zadowoleniem szczotkował sobie zęby i dziąsła. Nam, jako Rodzicom, gdy już pozbieraliśmy szczęki z podłogi i otarliśmy łzy ze śmiechu, przyszła do głów pewna refleksja: właśnie (niechcący) odkryliśmy sposób na ulgę w ząbkowaniu!!!
Jakiś tydzień temu dość ostro (u)wzięliśmy się za naszego Syna i postanowiliśmy przeprowadzać z Nim regularne lekcje Wu-eF. Na pierwsze efekty ćwiczeń nie musieliśmy długo czekać - po tygodniu Młody zaczął dokazywać w sposób, który wcześniej co najwyżej przytrafiał się mu niechcący. Teraz Jego (kocie) ruchy nabrały pewności i ogłady :)
W dalszej części dnia nasze ostatnie starania przyniosły kolejny efekt. W pewnym momencie wiedziony instynktem i błogą nieświadomością Tytus wystrzelił w górę niczym rakieta! No, może bez przesady, bo STOPAMI cały czas dotykał ziemi! Tym niemniej głowa unosiła się już prawie w chmurach :) Na szczęście noska nie nosi jeszcze tak wysoko, by nie dał się uprosić o replay :D
Zima jak zwykle zaskoczyła drogowców a Mikołaj jak zwykle wziął się za roznoszenie prezentów z zaskoczenia pojawiających się pod choinkami dzieci na całym świecie.
Tym razem specjalnie dla Małego postanowiliśmy się zaczaić na Mikołaja. Czekaliśmy i czekaliśmy... W pewnym momencie sen zaczął niebezpiecznie dobijać się nam do głów, z całych sił zaciągając ciężkie zasłony powiek. Ale że Rodzice z nas nie w ciemię bici, przed pójściem spać nastawiliśmy Detektor Świętego Mikołaja, do którego podłączyliśmy kamerę przemysłową (CCTV).
O poranku szybki rekonesans pokoju: prezenty leżą pod choinką (a imię jej Czad Komando, początkowo było Wiecheć), a dodatkowo w nocniku walającym się dotychczas pod stolikiem rozkłada się... KUPA! Na szczęście kamera zarejestrowała jakiś ruch, więc czym prędzej przystąpiliśmy do sprawdzenia, którędy w tym roku desantował się Mikołaj, i dlaczego prócz świątecznych pakunków zostawił również klocka ...
Jakież było nasze zdziwienie gdy okazało się, że Święty i tym razem przemknął gdzieś między klatkami filmu (nawet w zwolnionym tempie jest praktycznie nie do wykrycia!), natomiast sprawa kupy... cóż, brak słów. Poniżej nagranie zarejestrowane okiem kamery.
Ps: Jeśli prawdą jest powiedzenie, że jaka Wigilia taki cały rok... to mamy przesrane :)
Dziś Tytus obudził się w wyjątkowo dobrym humorze. Bez płaczu rozdzierającego mikre płuca i bez łezek wyciekających rzewnie z kącików oczu. Leżał cichutko w łóżeczku i bawił się uśmiechnięty. - Co tam Titko? – zagaił Tata - A fajnie. Śniło mi się – po swojemu zagaworzył Maluch. - A cóż Ci się śniło? – z nieskrywanym zainteresowaniem zapytał Tata, którego temat snów niemowlęcych nurtuje od początku bycia Tatą.
Wszyscy dobrze znamy Daniego. Nieco starszy kolega Tytusa z którym poznaliśmy się jeszcze gdy kształtem przypominał naprężony brzuch swojej Mamy. Od tego czasu jednak sporo się pozmieniało i w chwili obecnej Daniel jest źródłem inspiracji dla Małego Tytusa. Bo któż inny w równie przekonujący sposób pokaże jak się wspinać po meblach i zabawkach? Kto jak nie inny Bobas może wprowadzić w tajniki czworakowania?
Ostatnia wizyta pokazała nam jedno - Tysiak ma się od kogo uczyć i kogo obserwować. Więc w tym momencie apel - Mamo Daniela! Wpadajcie częściej :D
Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju, Nadajemy audycję z ptasiego kraju *
Co robi Tytus, gdy się go zostawi na cały dzień sam na sam z Ciocią? Pokazuje, że jak chce to potrafi być mega grzecznym chłopakiem. A co w tym czasie robią Rodzice? Bawią się w radio!
Weekend obfitował w mnóstwo przeżyć, które ciężko nawet streścić w kilku zdaniach. Zamiast więc silić się na opowiastki, prezentujemy po prostu garść zdjęć i fajny film z ostatnich kilku dni. Bez ładu i składu... Nieistotne, ładne są ;)
lokalny Dream Team: Tytus i Gacek
Tres Deliquentes: Oliwka, Mały Tytus, Kacper
Nowa koleżanka Helenka :)
2 na górze, 2 na dole - otwieracz do piwa wersja De Luxe
Czy Ty jesteś przypadkiem Małym Tadkiem - niejadkiem Czy też naszym Tytusem? Bo ustalić to muszę.
Czy jest dziełem przypadku Nasz Tytusie - niejadku Że odrzucasz po chwili Mus o smaku wanilii I banany z brzoskwinką Groszek wraz z cielęcinką I warzywa z rybami Nawet ryż z brokułami A nie krzyczysz, gdy chcemy Karmić tym, co my jemy?
Widzę, że teraz w cenie jest dorosłe jedzenie Więc od dzisiaj umowa: Niech deserek się schowa! Będziesz jadł razem z nami Schabowego, Salami, i hot doga z parówką i zagryzał surówką Potem z serem kanapka Z majonezem sałatka A na wszystko to pączek Aż zgłodniałem - więc kończę.
Kilka dni po tym jak Mama oświadczyła wszem i wobec, że Tytus zostanie księdzem (wtedy będzie cały czas tylko czcił Matkę swoją i Maryjkę. W dokładnie takiej kolejności :)), Młody unaocznił nam swoje dwie wizje możliwych dróg życiowych. Na szczęście żadna z nich nie wiedzie przez celibat!
Opcja 1: Wiedziony naturalnym instynktem w kierunku sztuki (po takich Rodzicach...), zostaje sławnym muzykiem z masą groupies i rozległą bazą fanów w każdym zakątku gminy. Regularne trasy koncertowe uniemożliwiają mu jednak skupienie się na rodzinie, nad czym ubolewa Oliwka.
Opcja 2: Najpierw powoli, jak żółw ociężale, ruszyła maszyna ... Tytus zostanie maszynistą! EwEntualnie zawiadowcą stacji. Wrodzone zdolności do kierowania ruchem szynowym pozwalają nam ze spokojem myśleć o Jego przyszłości w strukturach PKP. Widać w tym pasję i rękę małego fachowca :)
Nie wiadomo, którą z opcji (może jeszcze jakąś inną?) wybierze nasz Młodzian, ale patrząc na sposób, w jaki radzi sobie z niełatwymi przecież zadaniami, jesteśmy spokojni. Będą z Niego ludzie. A konkretnie jeden ludź :)
Ps: chwilę po opublikowaniu dzisiejszego wpisu zgłosił się do nas Starszy Rekrutant Torowski z propozycją pracy na kolei!!! Trzeba mu przyznać - ma facet nosa ;)
Dziś Mały Tytus skończył 8 miesięcy. Z tej okazji Matka Chrzestna, niczym dobra wróżka, przysłała prawdziwe drewniane krzesełko, w którym Tytus może samodzielnie jeść.
W czasie kiedy Tata był w pracy Mama złożyła elementy w całość przykręcając 24 śruby (zajęło jej to pół godziny). Kiedy podzielimy 24 przez 8 wyjdzie 4, tyle zostało do ukończenia przez dzisiejszego Jubilata roczku. Tymczasem 8 miesięcy to nie przelewki...
Żadne ważne wydarzenie nie obędzie się bez udziału Gacka, który również musiał przetestować stabilność nowego mebla. A ponieważ jest coraz większy, nie zmieścił się na krzesełku obok Tytusa, zajmując honorowe miejsce na blacie.
Alarmującego maila powyższej treści dostał dziś w pracy Tata podczas wykonywania Niezwykle Ważnych Zadań Służbowych (NWZS). Któż to go atakuje? I do tego wiadomością z wykrzyknikami??? Postanowił to sprawdzić. Treść pisana ograniczała się do jednego zdania zawartego w temacie maila, natomiast było jeszcze zdjęcie, po którego otworzeniu przesłanie stało się oczywiste. Tacie zimny pot zrosił plecy, ściekając między zjeżonymi włosami. Zdjęcie zdawało się krzyczeć:
"Oszukali mnie! Uczą raczkować a potem stawiają bariery nie do przejścia!!! Jak tak można!?!"
Wiedziony instynktem tacierzyńskim (o którym słyszał, a którego istnienia u siebie do niedawna by nie podejrzewał) rzucił się w kierunku wyjścia...
Potknął się o kabel...
Wyrżnął jak długi i ochłonął.
"Dobra" - pomyślał - "Sprawa jest pilna, ale bez paniki. Po powrocie do domu, musimy obniżyć łóżeczko".
podobno w średniowieczu to Rodzice wybierali z kim ich pociecha zwiąże się świetnym węzłem małżeńskim. Dogadując się zawczasu między sobą, Rodzice nie dawali młodemu człowiekowi żadnych złudzeń - musiał z pokorą przyjąć narzuconą wolę, gdyż i tak niewiele miał do gadania. Właściwie mógł jedynie powiedzieć "Tak" na ślubnym kobiercu a następnie marnować sobie życie (choć pewnie nie zawsze) z tą/tym wybraną/ym i dogadaną/ym.
Rodzice w tym czasie planowali np: remont dachu stodoły czy też kupno nowych opon do powozu za pieniądze z zaślubin. Kiedyś to były czasy. Niektórzy pewnie wiele by dali, by przywrócić ducha czasów minionych... Kultywując więc tę tradycję (wszak tradycja - rzecz święta) wybraliśmy Tytusowi przyszłą żonę.
Oliwka ma 2 miesiące (ale to się bardzo szybko zmienia), czarne włoski i lubi sobie dobrze pospać. Poza tym znamy i lubimy Jej Rodziców, więc wybór był prosty i oczywisty. Do dogadania pozostaje jedynie kwestia kto komu, ile i w jakiej walucie, ale i na tym polu powinniśmy się porozumieć. O przewidywanej dacie zaślubin poinformujemy w późniejszym czasie.
Ps: by uniknąć EwEntualnych pytań - Oliwka to ta najmniejsza :)
Daj Mamie buziaka to kolejna sztuczka w repertuarze Małego Tytusa. Sprawia tym frajdę zarówno sobie, jak i nam. Sztuczka jest prosta jak konstrukcja cepa ale o dziwo, kompletnie nie wychodzi z Tatą. Wtedy zamiast buziaka mamy rwanie brody, co przynajmniej jednej ze stron jest nie na rękę. W mistrzowskim wykonaniu i w doborowej obsadzie "Daj buziaka" wygląda tak:
Siedzę i siedzę, myślę i myślę, Czego naprawdę mi brak, może pewności, że kiedy bęcnę Mama mnie złapie i tak
śpiewała Beata "Długie Nogi" Kozidrak. No i coś w tym jest - Młody posiaduje coraz pewniej, choć jak na razie potrzebuje silnego wsparcia w postaci "równoważnika" - przedmiotu, dzięki któremu łatwiejsza staje się trudna sztuka utrzymywania równowagi. Równoważnikiem może być dosłownie wszystko. Warunek jest jeden - musi się zmieścić w łapce (i ew. w buzi). Co się stanie gdy równoważnika zabraknie? Zapraszamy na seans.
Ps: Misiol wypożyczony na potrzebę sesji od naszego kolegi Kacpra.
Nastała jesień, ale że pogoda wciąż prawie letnia, nie ma co siedzieć (tak!) bezczynnie w domu. W związku z powyższym Tytus zaczął/kontynuuje* ( niepotrzebne skreślić) sezon odwiedzin. Wpadamy więc pewnego przedpołudnia na chatę do Franka. Wita nas od progu słowami "Sorry Te, Mama w domu, więc kulturalnie dzisiaj, co nie?" Jak nie jak tak, my wszystko rozumiemy i kultura to u nas przede wszystkiem ;)
Rozkładamy się na podłodze, gadka szmatka, nawijamy makaron na pieluchę, aż tu nagle Mama Franka wyciąga Wielkiego Pingwina! Sorry Franko, fajny z Ciebie kumpel i w ogóle, ale sam rozumiesz... PINGWIN!!! By nie przedłużać - Pingwin zdominował większą część dalszej rozmowy. Tytusowi oczy świeciły się blaskiem odbitym od wielkich Pingwinich ślepi. I nawet późniejsze wspólne z Frankiem obgryzanie zabawek (choć twórcze i przyjemne) nie pozwoliło na dobre zapomnieć...
Ps: Pingwinie, jeśli to czytasz, wiedz: tęsknimy...
Odkąd osiągnął pierwszy stopień wtajemniczenia w tajniki przemieszczania się w przestrzeni (i w stosunkowo dłuugim jeszcze czasie), nas Syn nieustannie zwiedza, podziwia, poznaje. W trakcie eksploracji mieszkania Mały Tytus doszedł do punktu, w którym płaszczyzny poziome przestały być wystarczające. Niewiele myśląc (to na pewno) i jeszcze mniej mogąc, wziął duży rozbieg, wybił się z krawędzi łóżka i ... POSZYBOWAŁ!!!
Niestety, za wzór przyjął wzorzec grecki i niczym legendarny Ikar wyrżnął łebkiem w twardą powierzchnie podłogi.
Nic to - pomyślał Mały przecierając łzy z oczu.
O K....A!!! - zgodnie wyrazili swoją opinię Rodzice.
W iście ekspresowym tempie podjęliśmy decyzję o zorganizowaniu wieczornej przejażdżki mającej przypomnieć Tytusa dawno niewidzianym pracownikom Narodowej Służby Zdrowia. W trakcie na szybko zorganizowanej imprezy Młodzian przejechał się po kilku gabinetach, sprawdził działanie paru specjalistycznych urządzeń i przeszedł przez kilka nie zawsze czystych rąk (co zaowocowało chwilę później zapaleniem siurka, w następstwie czego dwa dni później kontynuowaliśmy tak owocnie rozpoczęte tournee po przychodniach).
Koniec końców pozostał mu tylko pamiątkowy guz. Ale jak to mówią (kto mówi, ten mówi) - chłopiec bez guza jest jak żołnierz bez karabinu :).
By zatrzeć nieco obraz naszego (nie)radzenia sobie z obsługą niemowlaka (instrukcja pod wieloma względami jest dość niekompletna), proponujemy poniższy filmik z wizyty Małego Kuzyna Ivo (nadwornego kaskadera rodu Kołodziejczyków).
Ps: Grafikę bezczelnie zakosiliśmy z Fejsa od użytkownika PiktoGrafikiSikora. Lajkujcie :)
W końcu jest! Długo oczekiwany (przez nas :)) filmik z pobytu Małego Tytusa na Islandii. Po drodze trafiły nam się zmiany muzyki, koncepcji a także załamania z powodu ogromu materiału... Efekt finalny przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Ale czegóż innego mielibyśmy się spodziewać, skoro obiekt jest tak wdzięczny :)
Rodzice dzielą swoją historię na "przed Tytusem" (P.T.) i "po Tytusie" (P.T.) :D Z uwagi na więcej niż podobny zapis skrótowy, za punkt zwrotny przyjmuje się koniec pierwszego kwartału 2011. Konkretnie 29 marca ;)
Ostatni weekend zapisał się złotymi zgłoskami w historii "po Tytusie". Po raz pierwszy od baaaardzo dawna, udało się wyjść z domu i zapomnieć. Okazja była więcej niż dobra - koncert Illusion w Ergo Arena. Na poprzedni gnaliśmy przez Polskę całą aż do Wrocławia (rok 2008 "przed Tytusem").
Zapomnieć udało się dzięki Chrzestnemu, który odpowiednio wcześniej dostał wykład pt: że bycie Chrzestnym to nie tylko prezent na komunię, ale i (przede wszystkim :D) pomoc Rodzicom w wychowaniu Małego. W tym zostawanie z nim, gdy Starzy poczują nieprzepartą chęć skorzystania z nocy w mieście. A tak właśnie było tym razem :).
A zatem My poszliśmy, a Oni zostali. Z dwóch (nie do końca spójnych) relacji wyłania się opis całkiem sympatycznej męskiej imprezy z niewielką ilością uronionych łez. Bo to dość uczuciowi, młodzi mężczyźni są :). Niestety, są i minusy: prześwietlona klisza w aparacie. Zdjęć nie będzie.
Dziś natomiast udało się uchwycić gadułkowanie Młodego. W zależności od tego gdzie się siedzi i jak ma się rozstawione głośniki, brzmi to jak "mama", "ama" albo "am am". My wiemy swoje, reszcie zostawiamy indywidualną interpretację sytuacji :)
Z okazji kolejnej miesięcznicy a także wczorajszego święta Halloween, dziś proponujemy zapierający dech w piersiach materiał. Z uwagi na drastyczne sceny, podzieliliśmy go na trzy niezależne odcinki. Napięcie narasta wraz z kolejnym klikniętym [odtwórz].
Czuj się ostrzeżony!
Część pierwsza to wspominkowa (bo sobotnia) relacja ze spotkania 7-mio miesięcznego Berbecia z pewną znaną i lubianą Artystką (lat 40. Wiemy, bo Mały Brat Kolegi wysyła sobie z Nią sms-y z życzeniami :)) . Początkowo byliśmy oporni, ale Mały się uparł i ... opłacało się, nawet jeśli Tytus przespał prawie cały koncert (czyżby uśpiła Go propozycja muzyczna?). A na scenie - MAGIA!!!
Drugi film to kompilacja nagrań z dwóch ostatnich poranków. Zaczyna się ostro - Tytus trenuje podwieszanie (z czkawką - poziom hardkor!). Następnie przechodzimy do prezentacji popularnej ostatnio dyscypliny sportu, jaką są walki na macie. Tym razem rola pierwszoplanowa przypadła w udziale Gackowi. Zgodnie z zapowiedzią napięcie rośnie, aż do momentu wkroczenia sędziego ringowego. Bo zazwyczaj nie walczymy "do pierwszej krwi" :)
Odsłona trzecia to odpowiedź Małego Tytusa na Halloweenowy, imperialistyczny zwyczaj przyniesiony z zachodu. Młody szczerzy kły i szaleje niczym potwór z niskobudżetowego horroru. I jest więcej niż przekonujący :) Zresztą - sprawdź sam... jeśli się odważyszzzz...
<Wiejska chatka na Przymorzu. Scena spowita półmrokiem. Snop światła skupiony w centralnym punkcie, gdzie na stołku siedzi Mały Tytus i cichutko kwiląc obiera ziemniaki>
Jestem grzecznym bobasem, Lecz przygniata mnie czasem, Całe zło świata tego, Które na mnie jednego, O.S.M. iałowskiego przypada
Więc pomóżcie mi Tatko, No i Wy, Pani Matko, By przez życie przejść lekko i gładko
Z perspektywy Taty: Zakończył się prawie miesięczny urlop Taty od bycia Tatą. Wiedzieliśmy na co się szykujemy, tym niemniej jedynie słowo SZOK w pełni oddaje zmiany jakie zaszły! Mały przez miesiąc rozwinął skrzydła (raz mu nawet "skrzydło" w łokciu wyskoczyło - islandzki NFZ dał jednak radę) i jest już o kilka klas lepiej rozwiniętym dzieciakiem niż przed wyjazdem. Z większą paletą zdolności i bardziej absorbujący z racji swej mobilności, gotów eksplorować dostępny teren i poszerzać horyzonty.
Odzwyczaiwszy się nieco od obowiązków rodzicielskich , błyskawicznie zostałem postawiony do pionu.
Back to pielucha zone, babe!
A teraz ja, Mały Tytus. Tata mówi, że mnie nie było, ale przecież byłem. I Babcia z Dziadkiem też byli :). Potrafię już gryźć jabłko (w sumie to wszystko co złapię w łapki, tylko nie wszystko da się łatwo złapać między oba zęby), pełzać w różnych kierunkach (o ile ktoś podstępnie nie podstawi przeszkody w którą można się zaplątać. Wtedy po chwili włącza mi się alarm:)) siedzieć (gdy mnie ktoś podpiera), obsługiwać komputer i jeszcze parę innych sztuczek, których tutaj nie wyjawię...
Niech mnie Tata obserwuje!
Ps od Taty: żeby unaocznić choćby w minimalnym stopniu zakres zmian, przed państwem premiera zwiastuna "Znikającego Punktu 2011". Zdjęcia kręcono dziś o poranku, dzień po powrocie Tytusa z Islandii. I śmiało można powiedzieć już teraz - ten Młody ma talent!
Jak donosi nasz wysłannik na Islandii, od dziś buzia Małego Tytusa ma nowego mieszkańca! Nazywa się Lewa Dolna Jedynka i jest mleczakiem. :) Zęba wynalazła Mama, która teraz musi postawić pół litra czystej islandzkiej wody na uczczenie znaleziska.
Podczas dokładnych oględzin wnętrza jamy ustnej Malucha okazało się, że wraz z zębem Młodzian zyskał nową umiejętność. Teraz już nie tylko pluje i memla wszystko co znajdzie w zasięgu coraz bardziej chwytliwej łapki, ale również gryzie!
I (wierzcie bądź nie) mimo krótkiej praktyki w tym kierunku, czyni błyskawiczne postępy, o czym mogli przekonać się rozanieleni (i przez to nieuważni) Dziadkowie.