wtorek, 29 listopada 2011

8 miesięcy to nie przelewki


Dziś Mały Tytus skończył 8 miesięcy. Z tej okazji Matka Chrzestna, niczym dobra wróżka, przysłała prawdziwe drewniane krzesełko, w którym Tytus może samodzielnie jeść.









W czasie kiedy Tata był w pracy Mama złożyła elementy w całość przykręcając 24 śruby (zajęło jej to pół godziny). Kiedy podzielimy 24 przez 8 wyjdzie 4, tyle zostało do ukończenia przez dzisiejszego Jubilata roczku. Tymczasem 8 miesięcy to nie przelewki...













Żadne ważne wydarzenie nie obędzie się bez udziału Gacka, który również musiał przetestować stabilność nowego mebla. A ponieważ jest coraz większy, nie zmieścił się na krzesełku obok Tytusa, zajmując honorowe miejsce na blacie.















poniedziałek, 28 listopada 2011

Musimy obniżyć łóżeczko!!!

Alarmującego maila powyższej treści dostał dziś w pracy Tata podczas wykonywania Niezwykle Ważnych Zadań Służbowych (NWZS). Któż to go atakuje? I do tego wiadomością z wykrzyknikami??? Postanowił to sprawdzić. Treść pisana ograniczała się do jednego zdania zawartego w temacie maila, natomiast było jeszcze zdjęcie, po którego otworzeniu przesłanie stało się oczywiste. Tacie zimny pot zrosił plecy, ściekając między zjeżonymi włosami. Zdjęcie zdawało się krzyczeć:
"Oszukali mnie! Uczą raczkować a potem stawiają bariery nie do przejścia!!! Jak tak można!?!"

Wiedziony instynktem tacierzyńskim (o którym słyszał, a którego istnienia u siebie do niedawna by nie podejrzewał) rzucił się w kierunku wyjścia...


Potknął się o kabel...


Wyrżnął jak długi i ochłonął.


"Dobra" - pomyślał - "Sprawa jest pilna, ale bez paniki. Po powrocie do domu, musimy obniżyć łóżeczko".

piątek, 25 listopada 2011

Oliwka

Kiedyś to były czasy...

podobno w średniowieczu to Rodzice wybierali z kim ich pociecha zwiąże się świetnym węzłem małżeńskim. Dogadując się zawczasu między sobą, Rodzice nie dawali młodemu człowiekowi żadnych złudzeń - musiał z pokorą przyjąć narzuconą wolę, gdyż i tak niewiele miał do gadania. Właściwie mógł jedynie powiedzieć "Tak" na ślubnym kobiercu a następnie marnować sobie życie (choć pewnie nie zawsze) z tą/tym wybraną/ym i dogadaną/ym.




Rodzice w tym czasie planowali np: remont dachu stodoły czy też kupno nowych opon do powozu za pieniądze z zaślubin. Kiedyś to były czasy. Niektórzy pewnie wiele by dali, by przywrócić ducha czasów minionych... Kultywując więc tę tradycję (wszak tradycja - rzecz święta) wybraliśmy Tytusowi przyszłą żonę.












Oliwka ma 2 miesiące (ale to się bardzo szybko zmienia), czarne włoski i lubi sobie dobrze pospać. Poza tym znamy i lubimy Jej Rodziców, więc wybór był prosty i oczywisty. Do dogadania pozostaje jedynie kwestia kto komu, ile i w jakiej walucie, ale i na tym polu powinniśmy się porozumieć. O przewidywanej dacie zaślubin poinformujemy w późniejszym czasie.


Ps: by uniknąć EwEntualnych pytań - Oliwka to ta najmniejsza :)








czwartek, 24 listopada 2011

Daj buziaka

Daj Mamie buziaka to kolejna sztuczka w repertuarze Małego Tytusa. Sprawia tym frajdę zarówno sobie, jak i nam. Sztuczka jest prosta jak konstrukcja cepa ale o dziwo, kompletnie nie wychodzi z Tatą. Wtedy zamiast buziaka mamy rwanie brody, co przynajmniej jednej ze stron jest nie na rękę.
W mistrzowskim wykonaniu i w doborowej obsadzie "Daj buziaka" wygląda tak:











niedziela, 20 listopada 2011

Siedzę

Siedzę i siedzę, myślę i myślę,
Czego naprawdę mi brak,
może pewności, że kiedy bęcnę
Mama mnie złapie i tak

śpiewała Beata "Długie Nogi" Kozidrak. No i coś w tym jest - Młody posiaduje coraz pewniej, choć jak na razie potrzebuje silnego wsparcia w postaci "równoważnika" - przedmiotu, dzięki któremu łatwiejsza staje się trudna sztuka utrzymywania równowagi. Równoważnikiem może być dosłownie wszystko. Warunek jest jeden - musi się zmieścić w łapce (i ew. w buzi).
Co się stanie gdy równoważnika zabraknie? Zapraszamy na seans.





Ps: Misiol wypożyczony na potrzebę sesji od naszego kolegi Kacpra.

Rośnij duży!





Franko

Nastała jesień, ale że pogoda wciąż prawie letnia, nie ma co siedzieć (tak!) bezczynnie w domu. W związku z powyższym Tytus zaczął/kontynuuje* ( niepotrzebne skreślić) sezon odwiedzin. Wpadamy więc pewnego przedpołudnia na chatę do Franka. Wita nas od progu słowami "Sorry Te, Mama w domu, więc kulturalnie dzisiaj, co nie?"
Jak nie jak tak, my wszystko rozumiemy i kultura to u nas przede wszystkiem ;)



Rozkładamy się na podłodze, gadka szmatka, nawijamy makaron na pieluchę, aż tu nagle Mama Franka wyciąga Wielkiego Pingwina! Sorry Franko, fajny z Ciebie kumpel i w ogóle, ale sam rozumiesz... PINGWIN!!!
By nie przedłużać - Pingwin zdominował większą część dalszej rozmowy. Tytusowi oczy świeciły się blaskiem odbitym od wielkich Pingwinich ślepi. I nawet późniejsze wspólne z Frankiem obgryzanie zabawek (choć twórcze i przyjemne) nie pozwoliło na dobre zapomnieć...


Ps: Pingwinie, jeśli to czytasz, wiedz: tęsknimy...







czwartek, 17 listopada 2011

Ikar

Odkąd osiągnął pierwszy stopień wtajemniczenia w tajniki przemieszczania się w przestrzeni (i w stosunkowo dłuugim jeszcze czasie), nas Syn nieustannie zwiedza, podziwia, poznaje. W trakcie eksploracji mieszkania Mały Tytus doszedł do punktu, w którym płaszczyzny poziome przestały być wystarczające. Niewiele myśląc (to na pewno) i jeszcze mniej mogąc, wziął duży rozbieg, wybił się z krawędzi łóżka i ...
POSZYBOWAŁ!!!





Niestety, za wzór przyjął wzorzec grecki i niczym legendarny Ikar wyrżnął łebkiem w twardą powierzchnie podłogi.

Nic to - pomyślał Mały przecierając łzy z oczu.
O K....A!!! - zgodnie wyrazili swoją opinię Rodzice.








W iście ekspresowym tempie podjęliśmy decyzję o zorganizowaniu wieczornej przejażdżki mającej przypomnieć Tytusa dawno niewidzianym pracownikom Narodowej Służby Zdrowia. W trakcie na szybko zorganizowanej imprezy Młodzian przejechał się po kilku gabinetach, sprawdził działanie paru specjalistycznych urządzeń i przeszedł przez kilka nie zawsze czystych rąk (co zaowocowało chwilę później zapaleniem siurka, w następstwie czego dwa dni później kontynuowaliśmy tak owocnie rozpoczęte tournee po przychodniach).




Koniec końców pozostał mu tylko pamiątkowy guz. Ale jak to mówią (kto mówi, ten mówi) - chłopiec bez guza jest jak żołnierz bez karabinu :).







By zatrzeć nieco obraz naszego (nie)radzenia sobie z obsługą niemowlaka (instrukcja pod wieloma względami jest dość niekompletna), proponujemy poniższy filmik z wizyty Małego Kuzyna Ivo (nadwornego kaskadera rodu Kołodziejczyków).



Ps: Grafikę bezczelnie zakosiliśmy z Fejsa od użytkownika PiktoGrafikiSikora. Lajkujcie :)

czwartek, 10 listopada 2011

Inspired by Iceland

W końcu jest! Długo oczekiwany (przez nas :)) filmik z pobytu Małego Tytusa na Islandii. Po drodze trafiły nam się zmiany muzyki, koncepcji a także załamania z powodu ogromu materiału... Efekt finalny przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Ale czegóż innego mielibyśmy się spodziewać, skoro obiekt jest tak wdzięczny :)




"Oryginał" można sobie obsłuchać TUTAJ


poniedziałek, 7 listopada 2011

Big Day Out

Rodzice dzielą swoją historię na "przed Tytusem" (P.T.) i "po Tytusie" (P.T.) :D Z uwagi na więcej niż podobny zapis skrótowy, za punkt zwrotny przyjmuje się koniec pierwszego kwartału 2011. Konkretnie 29 marca ;)









Ostatni weekend zapisał się złotymi zgłoskami w historii "po Tytusie". Po raz pierwszy od baaaardzo dawna, udało się wyjść z domu i zapomnieć. Okazja była więcej niż dobra - koncert Illusion w Ergo Arena. Na poprzedni gnaliśmy przez Polskę całą aż do Wrocławia (rok 2008 "przed Tytusem").







Zapomnieć udało się dzięki Chrzestnemu, który odpowiednio wcześniej dostał wykład pt: że bycie Chrzestnym to nie tylko prezent na komunię, ale i (przede wszystkim :D) pomoc Rodzicom w wychowaniu Małego. W tym zostawanie z nim, gdy Starzy poczują nieprzepartą chęć skorzystania z nocy w mieście. A tak właśnie było tym razem :).






A zatem My poszliśmy, a Oni zostali. Z dwóch (nie do końca spójnych) relacji wyłania się opis całkiem sympatycznej męskiej imprezy z niewielką ilością uronionych łez. Bo to dość uczuciowi, młodzi mężczyźni są :). Niestety, są i minusy: prześwietlona klisza w aparacie. Zdjęć nie będzie.







Dziś natomiast udało się uchwycić gadułkowanie Młodego. W zależności od tego gdzie się siedzi i jak ma się rozstawione głośniki, brzmi to jak "mama", "ama" albo "am am". My wiemy swoje, reszcie zostawiamy indywidualną interpretację sytuacji :)









wtorek, 1 listopada 2011

Helloween

Z okazji kolejnej miesięcznicy a także wczorajszego święta Halloween, dziś proponujemy zapierający dech w piersiach materiał. Z uwagi na drastyczne sceny, podzieliliśmy go na trzy niezależne odcinki. Napięcie narasta wraz z kolejnym klikniętym [odtwórz].

Czuj się ostrzeżony!

Część pierwsza to wspominkowa (bo sobotnia) relacja ze spotkania 7-mio miesięcznego Berbecia z pewną znaną i lubianą Artystką (lat 40. Wiemy, bo Mały Brat Kolegi wysyła sobie z Nią sms-y z życzeniami :)) . Początkowo byliśmy oporni, ale Mały się uparł i ... opłacało się, nawet jeśli Tytus przespał prawie cały koncert (czyżby uśpiła Go propozycja muzyczna?). A na scenie - MAGIA!!!





Drugi film to kompilacja nagrań z dwóch ostatnich poranków. Zaczyna się ostro - Tytus trenuje podwieszanie (z czkawką - poziom hardkor!). Następnie przechodzimy do prezentacji popularnej ostatnio dyscypliny sportu, jaką są walki na macie. Tym razem rola pierwszoplanowa przypadła w udziale Gackowi. Zgodnie z zapowiedzią napięcie rośnie, aż do momentu wkroczenia sędziego ringowego. Bo zazwyczaj nie walczymy "do pierwszej krwi" :)



Odsłona trzecia to odpowiedź Małego Tytusa na Halloweenowy, imperialistyczny zwyczaj przyniesiony z zachodu. Młody szczerzy kły i szaleje niczym potwór z niskobudżetowego horroru. I jest więcej niż przekonujący :) Zresztą - sprawdź sam... jeśli się odważyszzzz...