czwartek, 30 czerwca 2011

3 miesiące

Trzy miesiące minęły jak z bitcha strzelił. W tym czasie Tytus poznał całą masę ludzi, zwiedził mnóstwo miejsc, oraz nabył spory zasób umiejętności. Początkowo był Małym Robakiem, teraz widać jak na dłoni, że jest to w pełni ukształtowany ludzki szczeniaczek :) z wszystkimi tego konsekwencjami.



Z okazji tak równej (?) miesięcznicy wzięliśmy Młodego na szczepienie i badanie bioderek. Oba testy przeszedł śpiewająco, choć nie ukrywał, że szczepionka nie odpowiada mu zupełnie. W pewnym momencie w kąciku oka zakręciła się nawet mała łezka, ale ogólnie rzecz biorąc Tytus z godnością przyjął atrakcje przygotowane mu przez zapobiegliwych Rodziców. A że niejako przy okazji jego miesięcznicy stuka nam rocznica (papierowa, ale zawsze :)) to życzymy sobie im więcej, tym leppiej.










niedziela, 26 czerwca 2011

W wannie

Kolejny dzień, kolejny progres. Mały przeszedł na wyższy poziom higieny osobistej. Od teraz potrafi się już kąpać w (fanfary!) WANNIE DLA DOROSŁYCH!!!
Jak można zauważyć w poniższym materiale filmowym, błękitna(?) toń nie stanowi dla niego większego wyzwania. Bez problemu pokonał 3 długości wanny (ok. 1,20 m w jedną stronę!) zarówno stylem "na żabkę", jak i na plecach.
Następne wyzwanie: przez morze do Szwecji!
... promem ;)




piątek, 24 czerwca 2011

Dzień Ojca

Pierwsze pełnokrwiste obchody Dnia Taty postanowiliśmy celebrować zgodnie z maXymą: Wsi spokojna, wsi wesoła. Wcielając w życie ten jakże śmiały plan, w środę późnym wieczorem rozpoczęliśmy pakowanie. Wg. listy, żeby niczego nie zapomnieć. Ostatecznie do toreb, plecaków i reklamówek spakowaliśmy prawie pół mieszkania. Na wszelki wypadek ;). Taka ilość rzeczy w zetknięciu z gabarytami auta, wyzwoliła w nas pokłady kreatywnego pakowania których istnienia nie byliśmy nawet świadomi. I tak przygotowani wczesnym rankiem, co by ominąć plączące się tego dnia tu i ówdzie pielgrzymki wyruszyliśmy w drogę... która minęła nam szybciutko i bezboleśnie.








A na miejscu - ptaszki ćwierkają, trawa (w zastraszającym tempie!) rośnie, naszych uszu dobiega kojący szum liści, komary rypią... I tak przez dwa prawie dni.
Tytus w momencie wtopił się w sielski klimat wsi, dzięki czemu Mama miała czas by odkryć w sobie żyłkę ogrodnika, a Tata mógł umilać sąsiadom życie grą na gitarze z wysokości tarasu. Wieczorem natomiast grill!


Następnego dnia dopadły nas deszcze (Tata ledwo tuszował smutek, że ominie go koszenie całego ogrodu ;)). Trochę więc z racji niesprzyjającej aury pogodowej, a trochę z lenistwa, podjechaliśmy na kebab by nieco się pocieszyć. Tata zamówił kebabcio w buławie, Tytus (na spółkę z Mamą) bułkę jarską :). Mały śmiał się do rozpuku gdy skojarzył nazwę miejscowości z zasadami handlu ( "jesteśmy w Pieniężnie i płacimy pieniążkami :D")




Wszystko przebiła jednak pewna starsza Pani, którą spotkaliśmy wałęsając się we dwóch po miasteczku.
A czyje to dziecko? - spytała Pani widząc Malucha wtulonego w męskie ramię Taty.
- Moje - odparł dumny Ojciec :)
- Takie małe i pana?
... - było moje nawet jak było mniejsze...

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Komisariat policji, proszę czekać na przyjęcie zgłoszenia


Jako Rodzice nigdy nie przypuszczaliśmy, że naszego pierworodnego Syna zaprowadzimy na komisariat w wieku niespełna 3 miesięcy. Tymczasem życie pisze swoje scenariusze i Tytus miał okazję nie tylko zwiedzić komisariat komendy głównej policji, ale również wziął udział w przesłuchaniu. A ponieważ procedury trwają baaardzo długo, nie obyło się bez zmieniania pieluchy, karmienia z jednej piersi, „buji buji husi husi”, karmienia z drugiej piersi, „beyonce, beyonce” itd.

Nasz dzielny Syn stał się bohaterem dla młodszych i starszych aspirantów. Przespał też zeznania bardzo groźnego kryminalisty: 120 kg żywej wagi, rozmiar 43 buta. Tytus nie mógł się doczekać spaceru i powrotu do swojej bryki, bo ile można świrować u mamy na rękach?! Tak więc, kiedy wraz z Mamą wyszedł na spacer, ciężko westchnął i zasnął marząc o byciu policjantem chwytającym złodziei kart kredytowych…

niedziela, 19 czerwca 2011

Zostawił mnie Tata

- Płakałem, bo co miałem robić - Tytus (2,5 m-ce) nie kryje swoich uczuć - Zawsze był a potem nagle zniknął. Jak tu się nie rozpłakać? W końcu mam tylko 2 miesiące!
Tytus został sam z Mamą podczas gdy Tata wyjechał na prawie tydzień. Mały nie wspomina najlepiej tego okresu.
- Co prawda mieliśmy kontakt telefoniczny, ale czy Pani rozumie ile to jest tydzień dla niemowlaka, który jeszcze tak krótko żyje? To prawie jak wieczność!

Mały Tytus ma rację. Mówi, że cierpiał strasznie, ale nie chciał by przez to jeszcze Mama się stresowała.
- Kocham swoją Mamę i naprawdę nie chciałem sprawiać Jej kłopotu humorkami. Ale najbardziej lubię jak są oboje - wyznaje nam Malec.
A jak czuje się teraz, gdy rodzina jest znowu w komplecie? - Wspaniale. Znów mogę się spokojnie wyspać kiedy chcę. I mleczko jakby lepiej smakuje. No i nie muszę do każdej kupy budzić Mamy, bo Tata w razie czego zmieni mi pieluchę. Chciałbym, żeby tak było już zawsze! :)


(Wywiad ukazał się drukiem w "Mały Bobas" 18 czerwca 2011)

czwartek, 16 czerwca 2011

Wujek Adaś


Niedzielne popołudnie umiliła nam wizyta wujka Adasia z Belfastu. Tytus początkowo wystraszył się nie na żarty, gdyż słyszał wcześniej o bombowych zwyczajach i wybuchowych charakterach mieszkańców Zielonej Wyspy. Na szczęście udało nam się go uspokoić w tej kwestii. Co nie znaczy, że tuż przed przyjściem Wujka był spokojny. Nie był.





Na szczęście Wujo wykazał się niepojętą dla nas zdolnością wpływania na samopoczucie Małego i gdy (nie licząc na sukces) przekazaliśmy Mu Tytusa, stał się cud! Czy to za sprawą niskiego i spokojnego tembru głosu czy może uroku osobistego... fakt, że Adaś uśpił Tytusa w niecałą minutę, wpisując się tym samym na szczyt naszej Listy Potencjalnych Niań.

Zapraszamy ponownie!











Ps: integralną częścią każdej wizyty Gości z Zagranicy jest spacer. Poruszenie jakie u płci przeciwnej wywołał "Tata" z wózkiem, kazało nam trzymać się z boku i obserwować rozwój wydarzeń...

czwartek, 9 czerwca 2011

Tytus meteoropatą!

Gdańsk, czerwiec w pełni.

Po kilku dniach upałów nie do zniesienia, przyszła pora na siarczysty deszcz. I chociaż jako przezorni rodzice zaopatrzyliśmy wózek Tysia w folię przeciwdeszczową, spacer nie wchodzi w grę. Dlaczego? Ano dlatego, że nasz Maluch w taką pogodę lubi sobie przede wszystkim pospać. O dziwo - we własnym łóżku!



Tak więc uzbrojeni w cierpliwość (kiedy on się w końcu obudzi?!) czekamy na to aż Tytus radośnie przywita dzień. Ten natomiast, po napełnieniu żołądka i wypróżnieniu jelit postanowił kontynuować zaczętą wcześniej popołudniową drzemkę. Okazuje się bowiem, że mamy syna METEOROPATĘ (ponoć po Mamie).





środa, 8 czerwca 2011

Zoo

Punktem kulminacyjnym Męskiego Weekendu było rodzinne wyjście do Zoo. Maluch tak się ucieszył na myśl o zwierzątkach, że już od południa dopytywał się (wzrokiem :)):kiedy po Mamę?

"Po Mamę" nastąpiło pare minut po 15tej, a niedługo potem zawitaliśmy u bram Oliwskiego Zoo.

Krótką relację przedstawiamy poniżej.

Untitled from EwE & tytooz on Vimeo.


niedziela, 5 czerwca 2011

Męski weekend

Sobota

Godz. 7:15 (ostateczna) pobudka. Rozpoczynamy przydział zajęć i obowiązków. Każdemu według potrzeb - Małemu Mamę, Mamie owsiankę. Tata w tym czasie grzeje silnik (i chłodzi wnętrze auta) by dowieźć Mamę w komfortowych warunkach do szkoły.
Godz. 8:20 (do)karmienie Tytusa i sprint do szkoły.
Godz. 8:35 zadowolony Ojciec z mniej zadowolonym (już???) Synem wracają do domu.
Godz. 8:50 kontakt Młodego z powierzchnią łóżka wywołuje potok łez i histeryczny krzyk. Czyżby łóżko parzyło?








Godz. 9:35 w obliczu nieutulonego w żalu Malca, Tata kapituluje. Wychodzimy na spacer. Na dworze skwarrr...
Godz. 10:05 docieramy na boisko pobliskiej szkoły. Właśnie rozpoczyna się turniej piłki nożnej. Kibicujemy przez chwilę. Mały aż do zdarcia gardła...













Godz. 10:30 rozpoczynamy piknik w Parku na Zaspie. Konsumujemy mleko i czereśnie (ale nie razem). Jest miło i przyjemnie, tylko Tytus zaczyna się nudzić...















Godz. 11:45 wywołujemy niemałe poruszenie wśród personelu i kursantek w Maminej Szkole. Maślane oczka Małego powodują, że wszystkie chciałyby Go przytulić. Niestety, nie dla psa kiełbasa ;)
Godz. 12:20 w drodze powrotnej Tytus okazuje pierwsze oznaki tęsknoty za Mamą. Będzie tak tęsknił aż do Godziny "W"...











Godz. 15:30 Godzina "W" jak Wreszcie. Rodzina znowu w komplecie. Maluch zmienia się nie do poznania (a wręcz nie do Krakowa). Koniec z płaczem i lamentami. Znowu jest zdrowym, pogodnym dzieciaczkiem, jakiego kochamy najbardziej :) Wykończony psychicznie Tata nie może się wręcz doczekać kolejnego dnia i nerwowo (w oczekiwaniu?) obgryza paznokcie w kącie...



PS: w ramach męskiej solidarności, dostaliśmy wsparcie od Wujka Łukasza. Gabaryty i aparycja zbliżone do ojcowskich pomogły na chwilę zapanować nad wybuchami płaczu. Na chwilę...

Bo Mama to jednak Mama ;)












Za fotki (te ładniejsze) dziękujemy nieocenionemu jak zwykle Radziowi :)

czwartek, 2 czerwca 2011

Biblioteka

Jako przykładni rodzice chcemy rozwijać wszelkie pasje naszego dziecka. Mając w pamięci entuzjazm jakim zapałał do słowa pisanego (a zwłaszcza czytanego Mu), postanowiliśmy pójść za ciosem i zapisać Tytusa do biblioteki.







Na miejscu Maluch początkowo poczuł się nieco przygnieciony ogromem sprawy (tyle książek? i do tego w jednym miejscu?). Gdy jednak minął pierwszy szok, ochoczo zabrał się za eksplorację powierzchni półek. Bushowaliśmy wspólnie dobre pół godziny, ale opłaciło się: wyszliśmy zaopatrzeni w zestaw aż trzech książek w sam raz dla Dzieciaczka.






W domu przystąpiliśmy do lektury. Z wrodzoną rodzicielską bystrością zauważyliśmy, że niektóre książeczki podpasowały Małemu bardziej a inne mniej. Już w pierwszym czytaniu wyjątkowo podeszła mu książeczka o Alicji, która wciąż gdzieś wpadała. Przyjął bez mrugnięcia okiem fakt, że dziewczynka raz wpadała do szuflady z obrusami, a kiedy indziej tacie do kieszeni, ale wielkie oczy zrobił gdy usłyszał, jak Alicja wpada do kranu. Jego wzrok mówił wyraźnie: Heloł?!?! Panie Autorze! Do kranu? Nie da się!!! Tego po prostu Jego mały analityczny umysł nie mógł pojąć...








Ukołysany dalszymi przygodami Alicji (wpadła jeszcze m.in. do kałamarza, butelki i bańki mydlanej) nie zauważył nawet, że minął mu cały Dzień Dziecka :)

Tak oto Rodzice sprytnie Malucha ze święta wykolegowali ;)

Z ostatniej chwili: Wielkanocny Kot Czarlie żyje i ma się dobrze. Mieszka piętro nad nami ;)