piątek, 24 czerwca 2011

Dzień Ojca

Pierwsze pełnokrwiste obchody Dnia Taty postanowiliśmy celebrować zgodnie z maXymą: Wsi spokojna, wsi wesoła. Wcielając w życie ten jakże śmiały plan, w środę późnym wieczorem rozpoczęliśmy pakowanie. Wg. listy, żeby niczego nie zapomnieć. Ostatecznie do toreb, plecaków i reklamówek spakowaliśmy prawie pół mieszkania. Na wszelki wypadek ;). Taka ilość rzeczy w zetknięciu z gabarytami auta, wyzwoliła w nas pokłady kreatywnego pakowania których istnienia nie byliśmy nawet świadomi. I tak przygotowani wczesnym rankiem, co by ominąć plączące się tego dnia tu i ówdzie pielgrzymki wyruszyliśmy w drogę... która minęła nam szybciutko i bezboleśnie.








A na miejscu - ptaszki ćwierkają, trawa (w zastraszającym tempie!) rośnie, naszych uszu dobiega kojący szum liści, komary rypią... I tak przez dwa prawie dni.
Tytus w momencie wtopił się w sielski klimat wsi, dzięki czemu Mama miała czas by odkryć w sobie żyłkę ogrodnika, a Tata mógł umilać sąsiadom życie grą na gitarze z wysokości tarasu. Wieczorem natomiast grill!


Następnego dnia dopadły nas deszcze (Tata ledwo tuszował smutek, że ominie go koszenie całego ogrodu ;)). Trochę więc z racji niesprzyjającej aury pogodowej, a trochę z lenistwa, podjechaliśmy na kebab by nieco się pocieszyć. Tata zamówił kebabcio w buławie, Tytus (na spółkę z Mamą) bułkę jarską :). Mały śmiał się do rozpuku gdy skojarzył nazwę miejscowości z zasadami handlu ( "jesteśmy w Pieniężnie i płacimy pieniążkami :D")




Wszystko przebiła jednak pewna starsza Pani, którą spotkaliśmy wałęsając się we dwóch po miasteczku.
A czyje to dziecko? - spytała Pani widząc Malucha wtulonego w męskie ramię Taty.
- Moje - odparł dumny Ojciec :)
- Takie małe i pana?
... - było moje nawet jak było mniejsze...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz