Równo miesiąc temu Mały Tytus zdecydował się (choć nie obyło się bez perswazji siłowej) zostać naszym synkiem. Z okazji miesięcznicy, postanowiliśmy nieco poeksperymentować. Męska część familii dała więc Mamie wychodne, organizując sobie jednocześnie Męski Wieczór. Impreza o tyle nowatorska co ryzykowna gdyż wiadomo, że najlepszym uspokajaczem jest pełna pierś ;).
Niezrażeni taką perspektywą Ojciec z Synem poczynili pewne przygotowania: trening na sucho (którego zapis poniżej) i zapasy chłodzonego mleka w lodówce. Wieczór który zapowiadał się jako katastrofa, zaczął się... katastrofą.
5 minut przed wyjściem Mamy z domu, Małemu przestała się podobać koncepcja spędzenia wieczoru jedynie we dwóch, co oświadczył głośno i dobitnie. Na nic zdały się tłumaczenia, noszenie, przytulanie. W konsekwencji 15 minut po wyjściu Mamy, rozpoczęło się uszczuplanie zapasów. Niestety, nawet to nie przyniosło spodziewanego rezultatu - Malec szalał w najlepsze, przechodząc przez wszystkie odmiany czerwieni na twarzy.
Godzinę później okazjonalnie bywało leppiej. Tytus uspokoił się gdy niespodziewanie pojawiła się na momencik Nowa Ciocia (w końcu kultura przy nieznajomych przede wszystkim :)) po czym przeszedł w tryb 15:3 (15 minut wycia, 3 minuty na złapanie oddechu). I tak na zmianę.
Prywatka trwała w najlepsze. W końcu mieliśmy chłodzone mleko i muzykę z misia-pozytywki! Panika zajrzała nam w oczy dopiero gdy zdaliśmy sobie sprawę, że zapasy są na wyczerpaniu, rezerwa w głębokim zamrożeniu a Mama w Sopocie. Na szczęście wprowadzony na szybko plan naprawczy pozwolił kontynuować tak świetnie rozpoczętą imprezę.
Wieczór przypieczętowaliśmy "Dniem Żywych Trupów" autorstwa wielkiego George A Romero, podczas którego Mały ostatecznie usnął.
Niezrażeni taką perspektywą Ojciec z Synem poczynili pewne przygotowania: trening na sucho (którego zapis poniżej) i zapasy chłodzonego mleka w lodówce. Wieczór który zapowiadał się jako katastrofa, zaczął się... katastrofą.
Prywatka trwała w najlepsze. W końcu mieliśmy chłodzone mleko i muzykę z misia-pozytywki! Panika zajrzała nam w oczy dopiero gdy zdaliśmy sobie sprawę, że zapasy są na wyczerpaniu, rezerwa w głębokim zamrożeniu a Mama w Sopocie. Na szczęście wprowadzony na szybko plan naprawczy pozwolił kontynuować tak świetnie rozpoczętą imprezę.
Wieczór przypieczętowaliśmy "Dniem Żywych Trupów" autorstwa wielkiego George A Romero, podczas którego Mały ostatecznie usnął.
Dziękujemy panie Romero!
Ps: nie wiemy, dlaczego chińskie matki są lepsze ;)