piątek, 29 lipca 2011

4 (jasne) pełne

Minął kolejny miesiąc. Tytus rozwija się w tempie iście ekspresowym. Przejrzeliśmy dziś trochę zdjęć strzelonych na samym początku Jego Maleńkości. SZOK!!! Patrząc na te wczesne fotki (wszyscy klikają w link) zachodzimy w głowę czym nas tak ujął, że przyjęliśmy na siebie ciężar (nie zdając sobie sprawy jaki!) i radochę (to dopiero była wielka niewiadoma...) płynącą z rodzicielstwa.











No bo powiedzmy sobie szczerze: wbrew temu co twierdzą i będą twierdzić Babcie (bo to w końcu ich babcine prawo) na początku swojej kariery Mały nie był najpiękniejszym dzieckiem na świecie. Ale miał potencjał. No i było w nim coś, co wręcz krzyczało do nas jeszcze w szpitalu: "Bierzcie TEGO! I w nogi!!!"


No więc wzięliśmy.

I mamy :)










Stachu

Tatę odwiedził kolega ze studiów. Tata mówi, że znają się od więcej niż 10 lat, a to niewyobrażalnie długo, skoro ja już tyle mieszkam z Rodzicami, a jeszcze nie mam lat.







Kolega przyprowadził Stasia i jego Mamę. Staś jest fajny. Umie już broić. Biegał cały czas i robił mnóstwo fajnych rzeczy, a Kolega Taty i Mama Stasia próbowali mu przeszkodzić. Ale Tacie chyba się podobało, bo za każdym razem mówił, że "spoko" i "nie ma sprawy". Staś obiecał, że jak podrosnę, to pobroimy razem. A skoro Tacie się to podoba, to powinien być zadowolony, gdy kiedyś będziemy wspólnie broili :)




środa, 27 lipca 2011

Nadaktywny weekend

Czyli jak przeżyć weekend zgodnie z Hitchockowską maksymą: "najpierw trzęsienie Ziemi, a potem napięcie rośnie" i nie zwariować

Prolog:
Przyjechali do nas Mali Kuzyni. Dla kogo mali, dla tego mali, ale wpadła ich od razu cała trójka. A to już niemało. Tytus był zachwycony, Kot trochę mniej. W obliczu tak licznego najazdu, przez cały weekend Kota praktycznie nie było.

Akt 1. Ślub Cioci.
Całą gromadką stawiliśmy się karnie na ślubie Cioci Wiesi i Stefana, któremu od teraz mówimy "wuju". Była to kolejna okazja do "ochów" i "achów" nad Maluchem ze strony Cioć, oraz do zacieśnienia więzi z kolejnymi kuzynami: Norbim i Iwo.
Po stadnym powrocie do domu Młody okazał się duszą towarzystwa. Duszą, która z racji małych gabarytów, próbowała zwrócić na siebie uwagę krzykiem i płaczem. Aż do skutku...








Akt 2. Bawiąc - uczyć.
Dobrzy wujkowie (sztuk 1) plus "Mama - Ciocia" (jak tu się w tym wszystkim połapać - jęknął Tytus...) postanowili zapewnić młodzieży nie tylko lokum i wyżywienie, ale i coś dla ducha (choć w duchy nie wierzymy, dopóki nie zobaczymy). Ruszyliśmy więc do Centrum Hewelianum, gdzie rzuciliśmy się w wir edukacyjnej przyjemności by "bawiąc - uczyć". W progu przywitał nas Jan Heweliusz, który poczęstował herbatką i zaprosił do zdjęcia. Było miło, mądrze i przyjemnie.

Akt 3. Złamanie
Ambitne plany aktywnego spędzenia wolnego czasu spaliły na panewce już następnego dnia, choć nic nie zapowiadało tragedii.
Krótko rzecz ujmując - grawitacja plus siła odśrodkowa okazały się niemal zabójczą przeszkodą w nauce jazdy na rolkach. W starciu z nią dotkliwie ucierpiała Kasia, którą musieliśmy niestety odesłać na ławkę rezerwowych. Resztę wakacji spędzi w gipsie...
Tytus bardzo przeżył uszczuplenie składu o kuzynkę. Płakał cały wieczór.







Akt 4. Na wsi
.
Na wsi, jak to na wsi, "pachnie shitem" jak krótko skwitował Hubert. Oprócz tego koszenie, pielenie, zrywanie owoców, leniuchowanie w cieniu drzewek, (bezpodstawne?) marudzenie Rodzicom, gry planszowe i palenie w piecu.
Apropos palenie...





Akt 5.
W którym po raz drugi w ciągu trzech dni odwiedzamy placówkę NFZ.
Poranek obudził nas przesiąkniętych piecowym dymem. Nic strasznego, nie tak się już w życiu capiło ;). Gorzej zrobiło się chwilę później, gdy Mama stwierdziła u siebie objawy zatrucia tlenkiem węgla. Zrobiło się naprawdę CZADowo.
Czad w warunkach laboratoryjnych można uzyskać np: w reakcji siarczanu sodu i tlenku magnezu z węglem. My uzyskaliśmy go po prostu paląc w nieszczelnym piecu.
Po CO nam laboratorium? :)
Szybka akcja ratunkowa. W końcu Mama jest tylko jedna. Maluch przez większość drogi dopingował Tatę do szybkiej jazdy, więc czerwone Audi na sygnale gnało z prędkością bliską światła w kierunku najbliższego szpitala. Bagatela - jakieś 30 km... Na miejscu okazało się, że zatrucie ostatecznie samo przeszło wraz ze świeżym wiejskim powietrzem. I dobrze. Tytus na pożegnanie Pani Ze Szpitala w Braniewie, strzelił solidną kupę w gabinecie, po czym pojechaliśmy na tradycyjnego, przedwyjazdowego grilla.

Epilog. Nareszcie w domu.
Do domu dotarliśmy zmęczeni i skołowani. Pełen emocji dłuższy weekend wykończył nas psychicznie. Po wstępnym rozpakowaniu bagaży, miała miejsce poniższa rozmowa, która dość dobrze obrazuje stan, w jakim byliśmy.

M: - Hubert, możesz się przesunąć? Muszę sięgnąć po tabletkę.
H: - A na co ona jest?
M:- ŻEBY NIE MIEĆ WIĘCEJ DZIECI!!!



Epilog epilogu, czyli dzień później.

Siedzimy spokojnie w domu. Wieczór. Mały w końcu śpi, w tle cichutko gra muzyka (Tacina rzeźnia, ale cicho ;)). Z tyłu głowy zaczyna kołatać niebezpieczna myśl. "Nudno. Co by tu porobić?..."


czwartek, 21 lipca 2011

Matura to bzdura

O czym marzy większość dziewczynek? (Nie! Nie chodzi o księcia z bajki).

O zostaniu aktorkami.

A o czym marzy większość dorastających chłopców?

Żeby te dziewczynki... w tych filmach oglądać ;)


Niektórzy latami czekają na swój debiut przed kamerą. Niektórzy nie doczekają się go nigdy. A niektórzy są po prostu stworzeni, by żyć dla i przez film.


O co w tych wywodach chodzi? Zapraszamy na seans...





Ps: W 47 sekundzie reżyser umiejętnie wplótł podpowiedź co do personaliów tajemniczej Zagadki.








środa, 20 lipca 2011

Dramat w trzech odsłonach

Tytus jest kochanym dzieciakiem. Jeśli tylko chce jest pełen radości, energii i optymizmu. Wiedzą o tym wszyscy. Nie wszyscy natomiast wiedzą, że Ciocia Kamila i Wujek Adaś czekają na córeczkę. W ramach zajęć z Przygotowania Do Rodzicielstwa, postanowiliśmy ich odwiedzić. I wszystko było cudnie i ślicznie do czasu, gdy Małemu przestało się chcieć ;)












Rozpoczął się dramat w trzech odsłonach pt: "Szlochajcie narody nad tragedią." Sztuka była długa a fabuła zawiła, więc nikt z dorosłych nie pojął co tak naprawdę aktor i reżyser w jednym próbował przekazać i nad czym wylewał potoki łez.








Dość powiedzieć, że udało się Tytusowi narobić Mamie obciachu w gościach, a "za chwilę rodziców" zostawić w poczuciu totalnej bezradności bliskiej chyba stanu "Czy my aby na pewno jesteśmy na to gotowi?..."

Ale tak naprawdę to Tytus JEST kochanym dzieciakiem. Musi tylko chcieć.


wtorek, 19 lipca 2011

Prawdziwa Feta

Małego odwiedzili Dziadkowie, ale nie jacyś kolejni nowi, tylko dobrze już znani. Nie obyło się zatem bez wspominek pt: jak to się pozmieniało przez te 2 miesiące. Dziadkowie nie zmienili się co prawda wcale (oprócz ubranek, jak zauważył spostrzegawczy Szkrab) ale za to On - bez porównania. Sprawdziliśmy.












Wizyta przebiegała pod znakiem spacerów, noszenia i kołysania. Babcia i Dziadek obawiali się trochę, że Wnuk Pierworodny mógł wkroczyć już w etap w którym boi się "obcych" (ale jacy Oni obcy ;P). Ich obawy rozwiało jednak zachowanie Tytusa tuż po wyjeździe dziadków. Mały po prostu zalał się łzami, których wycieranie zajęło jakieś półtorej godziny...











Spotkanie zbiegło się z Festiwalem Teatrów Ulicznych FETA. Pierwszego wieczoru Tytus starał się nie dokuczać Babci przejętej misją pilnowania Malucha. Kolejnego dnia jednak strasznie się wyrywał. Krzyczał cały wieczór: "Ja też chcę iść!". A ponieważ nie mieliśmy go już z kim zostawić, wybraliśmy się we troje.













czwartek, 14 lipca 2011

Żyrafa na Tytusie

Siedzi Żyrafa na Tytusie,
i przygląda Mu się...


"Kim Ty jesteś mój Maluszku,
na którego siedzę brzuszku?
Pulchna rączka, śmieszna nóżka,
Jesteś miękki jak poduszka,
ale jednak dziwna taka.
Nie wyglądasz na pluszaka."




Na to Tytus pełnym zdaniem
(to zaiste niesłychane, pod uwagę biorąc wiek)
do Żyrafy wziął, i rzekł:



"Spójrz, tam Mama książkę czyta.
Idź tam do Niej, Jej się spytaj.
Ja powiedzieć nie potrafię,
jestem przecież niemowlakiem."

wtorek, 12 lipca 2011

Spotkanie po latach

Jak zostało ustalone podczas pierwszej wizyty Daniela, chłopcy umówili się na kolejną. Czas nie stał w miejscu, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Spotkanie doszło do skutku i na tym kończą się podobieństwa, bo 3 miesiące to "w środowisku" strasznie dużo czasu.





Obaj gostkowie rozwinęli się niesamowicie. I chociaż wciąż jeszcze mają mleko pod nosem (i się tego nie wypierają), ale to już nie te same siuśmajtki co kiedyś. Tym razem w ich wypowiedziach więcej było ładu i składu, a zdania wielokrotnie złożone wisiały w powietrzu.





Mali mężczyźni byli zresztą świadomi zmian jakie w nich zaszły od poprzedniego spotkania i bili sobie wzajemnie pokłony, ukazując szacunek i podziw nad tempem rozwoju kolegi.








Pokłony nie były jednak sednem, a jedynie epizodem całej wizyty, podczas której Panowie m.in: próbowali swoich sił w starciu "na rękę". Na szczęście duch rywalizacji nie zaważył (jak to czasem bywa) na obustronnych relacjach, i wg. relacji Mamy (klnie się na wszystko!), Tytus w drodze powrotnej Jej na zaczepne "i jak było?" odparł:
- Zarąbiście!


poniedziałek, 11 lipca 2011

Tata pirat

Moj Tata to pirat, piraci i psoci
Jest silny i chłop jest na schwał
Gdy będę już duży i będę już chodził
Na pewno też będę tak chciał







Mój Tata to pirat ogromnej wręcz sławy
co biega i krzyczy i gra
Złą sławą owiany nad brzegiem Motławy
Też kiedyś tak będę i ja















A kiedy z pirata wychodzi znów Tata
Przytuli i Mamę i mnie
Przebierze pieluchę bo takim jest zuchem
Jak ja kiedyś zostać też chcę :)



wtorek, 5 lipca 2011

Ząb

Ooch jak boli!!! Auaaaaaaa!!! W taki sposób weszliśmy w nowy dzień. Tytus marudził od rana. Prychał, kaszlał i się ślinił. Próby zdiagnozowania u Niego choroby choćby poprzez mierzenie temperatury, powodowały jeszcze większego nerwa i kolejne fale płaczu. W pewnym momencie, całkiem przypadkiem, nastąpiło olśnienie. Coś białego zamajaczyło w jamie ustnej naszego Syna...




Wysłany czym prędzej na miejsce zdarzenia paparazzi stwierdził co następuje: W buźce wykluwa się Ząb! Mało tego, wraz z nim rosnie jego rodzeństwo!
Rodziców kolektywnie zatkało (co skwapliwie wykorzystał najmłodszy z rodu, by kontynuować hałasy): Ale jak to? Tak szybko? Nie można tego jakoś... przełożyć, czy co?
Nie można. Fakty są nieubłagane: Mały ząbkuje pełną gębą :D

poniedziałek, 4 lipca 2011

Pięciolatka z krwi i kości.

I kiedy już się wydawało, że poznaliśmy wszystko i wszystkich, w zasięgu wzroku pojawiła się Ona. Pełna siły i radości, pięciolatka z krwi i kości! Tytus zszokowany nie był pewien, o co chodzi tej Dziewczynce, która z kolei zdawała się być pewna, jak chce traktować naszego Malca. W ten właśnie sposób narodziła się relacja niczym Starsza Siostra - Mały Brat :). Bo cóż tak naprawdę znaczy jakieś pokrewieństwo krwi, skoro rozumiemy się bez słów?



Przy okazji niniejszego wpisu postanowiliśmy zainicjować Kącik Poezji Dziecięcej. Na pierwszy ogień idzie wierszyk pt: "Opierdziałem dzisiaj Mamę", czyli krótkie, trafne i do tego rymowane podsumowanie wczorajszego poranka. I gdyby Kopernik była kobietą, to Brzechwa byłby dumny!

Opierdziałem dzisiaj Mamę,
Bąki wyjść nie chciały same,
Mama nóżki mi dogięła,
Wszystkie bąki wycisnęła
Prosto w twarz :)

[ kurtyna ]

Z uwagi na fakt, że posiadamy jeszcze jeden, prawie skończony poemat, KPD będzie kontynuowany (z mniejszą bądź większą regularnością).

niedziela, 3 lipca 2011

Akrobata

Niczym mały akrobata, ni stąd ni zowąd, ku zaskoczeniu wszystkich Tytus wykonał sztuczkę akrobatyczną, którą potem powtórzył kilkukrotnie. I nie jest istotne, że po tych kilku razach ponownie zapomniał "jak to leciało". Ważne, że My wiemy, że On umie. I mamy na to dowód :D