wtorek, 30 sierpnia 2011

Dorosłe jedzenie


Wraz z ukończeniem piątego miesiąca, zgodnie z zaleceniem Pani Doktor, Tytus zaczął przechodzić z diety stricte mlecznej, na bardziej dorosłą. Gdy wybiła godzina prawdy, wszystko było przyszykowane i gotowe: jedzenie w słoiczku podgrzane, kamerka (trochę...) naładowana, Mały przebrany w gustowne wdzianko...







Następne kilkanaście minut przejdzie do naszej małej historii jako czas, kiedy starły się dwie frakcje: gorących orędowników takiego jedzenia (chociaż tak między nami: paskudztwo :P) i zagorzałych antypatów słoiczkowego żarcia. Obie strony miały za sobą silne argumenty: Rodzice natury słownej + perswazja siłowa, Maluch niedawno zdobytą umiejętność plucia, którą jak się okazało, opanował w stopniu przynajmniej dobrym ;).




Potyczka została zakończona werdyktem "remis ze wskazaniem", gdyż Tytus jednak trochę tego łyknął. Nie zmienił się natomiast Jego stosunek do Maminego jadła, które wciąż jest "de best"!!!



sobota, 27 sierpnia 2011

Tour de Pologne

Sierpień od początku stał pod znakiem wariactwa. Najpierw 2 wesela, następnie tygodniowe Tour De Pologne po krewnych i znajomych. Założyliśmy przejechać trasę: Gdańsk - Zalesie - Olsztyn - Warszawa - Starachowice - Chęciny - Sandomierz - Ujazd (Krzyżtopór) - Szczytno - Kętrzyn - Kajnity - Gdańsk. Udało się nawet z nawiązką i tylko jedną wizytą u mechanika (pozdrawiamy warsztat w Bartoszycach). Odwiedziliśmy kilka Cioć, Wujków, Cioć-Babć, Pradziadka, zapoznaliśmy się z Prababcią... Tytus przechodził z rąk do rąk i znosił to dzielnie.







Zwiedził kawał świata a my przy okazji wizyty w Starachowicach (u Babci i Dziadka rzecz jasna) po raz pierwszy od baaardzo dawna mieliśmy okazję wspólnie (czyli we dwoje :)) gdzieś wyskoczyć (m.in. z kajaka do Lubianki). Dzięki!








Poniżej skrót wideo z 7 dni i 1700 km podróży:

wtorek, 16 sierpnia 2011

Bela i Piotr


Totalne szaleństwo - jęknął Mały, po czym kazał odwrócić się na pięcie i zanieść do cichego pokoju tuż przy Sali Balowej na której odbywało się (kolejne w tym miesiącu - ku rozpaczy Tytusa) wesele. Później okazjonalnie tylko wyściubiał łepek z za podwójnych drzwi, pozwalających Mu w spokoju oddawać się błogiemu snu.







Chwilę po nim Rodzice również poszli spać, by następnego dnia obudzić się... z okropnym bólem głowy. Coś było wyraźnie nie tak. I gdy z samego rana przy obiedzie zaczęliśmy przeglądać zdjęcia i nagrania video okazało się, że coś tu nie gra. My, stawiani (przez siebie samych) Małemu za wzór cnót, szalejący do upadłego? Ktoś najwyraźniej dokonał mało śmiesznego żartu i poprzemieniał wszystko. Alkohol? Dzikie tańce? Konkurs śpiewu z cytryną??? To nie mogła być prawda!!! I tylko niebezpiecznie głośno w naszych głowach kołatała się dziwnie znajoma melodia: a teraz idziemy na jednego....








Ps: Maluszek numer 2 to Filip. Filip podobnie jak nasz Młodzian, jest cwaniakiem. Poznali się dzień po weselu Beaty i Piotra. Wódki jeszcze nie pili, ale doskonale uzupełniali się w krzyku: gdy jeden brał oddech, wtedy drugi startował ze swoją arią...









Osoby o słabych nerwach proszone są o odejście od monitorów, gdyż poniższy film rujnuje wieloletnie starania Taty w kreowaniu swojego mrocznego wizerunku ;)




środa, 10 sierpnia 2011

Feka is good

Pewnego dnia Młody dojdzie zapewne do wniosku, że cały świat składa się z samych Cioć i Wujków. Z małymi wyjątkami typu Babcia, ale są to jedynie drobne odstępstwa od reguły.
Tym razem wujkiem okazał się Feka, który za cel postawił sobie nauczenie Małego mówić, więc z uporem maniaka powtarzał przy każdej okazji: "Feka yz guud" a Tytus za nim śliniąc się radośnie: "gliiiii..."
Podstawy języka (i to po niepolsku) już ma!










Wujek Feka przyprowadził ze sobą Ciocię Emilkę. Po krótkiej rozmowie zapoznawczej (w końcu z obcymi nie będzie gadał ;)) ustalono kto jest kim i od tego momentu można już było zacząć lubić tą nową Ciocię. A że Cioci Tytus też wyraźnie przypadł do gustu, Rodzice (czyli my!) mieli nie tak znowu częstą okazję zająć się przez chwilę sobą. Fenks!










Oprócz około domowej krzątaniny i nadmorskich spacerów, odwiedziny wujostwa (co za słowo!!!) przyniosły kilka konkretów, z czego najkonkretniejszym była niewątpliwie wizyta w Gdyńskim Akwarium. Mieszkańcy raf koralowych, Morza Bałtyckiego i toni oceanicznej... słowem mnóstwo okazów rybiego zdrowia robiło wrażenie. Zwłaszcza na Fece :) gdyż Tytus z wrodzoną gracją ślinił przez sen ojcowskie ramię.


Nie zawsze wszystko układało się po naszej myśli i Maluch dawał dość wyraźnie znać, kiedy się nie układa. A łzy niemowlaka w konfiguracji z płaczącym niebem = tragedia, której happy endem były jedynie czułe Mamine objęcia.









Wesele Kai


Tytus jest dzieciakiem, który chce poznawać świat. Rodzice są natomiast otwarci na propozycje z Jego (i nie tylko) strony. Mały lądował już w wielu dziwnych, z punktu widzenia niemowlaka, miejscach. W ostatni weekend nie było inaczej. Tym razem wraz z obstawą zjawił się na ślubie i weselu! Ślub już kiedyś przespał, ale wesele było całkowicie nowym doświadczeniem.






Początkowo onieśmielony ilością osób i poziomem decybeli dobywających się z głośników i gardeł zebranych, z czasem zdrażniony, ostatecznie jednak pogodzony w losem pozwolił Rodzicom oddać się tańcom i szaleństwu. Z czego skwapliwie skorzystali :).


Nie trzeba dodawać, że Najmłodszy Uczestnik Wesela z miejsca zaskarbił sobie sympatię sporej części gości a jego bezkonfliktowe (od pewnego momentu) zachowanie będzie od teraz stawiane za wzór maluchom pod każdą szerokością geograficzną.









niedziela, 7 sierpnia 2011

Mały Tytus 5D

Wiemy już, jakiego rodzaju filmy wybierać dla Małego. Żadne bajki, żadne krasnoludki czy gadające konie. Musi być czad. Film musi zatrząść całym budynkiem. Mają być wybuchy i snopy iskier. A to wszystko zapewnia piąty wymiar kina - Kino 5D!
Zaciągnęliśmy więc Tytusa na Animowaną Historię Polski.
I chociaż Mały swoim zwyczajem przespał jakieś 3/4 ośmiominutowego filmu (czyli obejrzał tak do ok XIII wieku) :) Rodzice wiedzą swoje. Nie tylko trzęsło, rzucało i bujało, ale też chlapało wodą i wiało w twarz wiatrem historii. Znaczy się było dobrze!

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Perkusjonista

Mały był wyraźnie pobudzony wczesnowieczorową porą.
- Tata, a gdzie idziesz? - zagaił mimochodem, widząc Ojca przygotowującego się do wyjścia
- Na salkę. Pograć na bębnach - odpowiedział prawdomówny Tata.
- A mogę pójść z Tobą?
- Maluszku słodki, za mały jeszcze trochę jesteś i za głośno tam będzie dla Ciebie. (czyt. trochę byś mi jednak przeszkadzał)
- Ale Tato, wcale nie za głośno. Słuchawki założymy.
- No dobra, ale i tak pewnie zaraz zacznie Ci się nudzić. Poza tym, Ty pewnie byś chciał pograć. A tego niestety nie potrafisz.
- Trenowałem z Mamą!
- Jasne...
- Jasne, że jasne!!!



W obliczu koronnego dowodu, jakim jest powyższe wideo, nie pozostaje nic innego jak przyznać, że Mały Tytus ma po prostu wrodzony dryg do perki ;)