poniedziałek, 26 marca 2012

U rodzinki

Wyjazd do Dziadków okazał się nad wyraz udany. Tydzień basenowania i odkrywania tajemnic kryjących się w kątach i szufladach Babcinego domu. Tydzień bratania się ze szczekającym kotem Frunią (Tytus kontrolnie ugryzł Ją w merdający beztrosko ogon. Prowokowała, skubana...). Tydzień pełen emocji i wrażeń.


Babcia z Dziadkiem stawali na uszach, by Mały Tytus czuł się jak u siebie. Z rodzicielskiej obserwacji wnosimy, że stawali skutecznie, bo Młody z uśmiechem i miną niczym panicz na włościach, z lubością polerował podłogi świeżo objętej w posiadanie rezydencji. 
















Jak powszechnie wiadomo, każda dobra wyprawa powinna mieć swój punkt kulminacyjny. W tym przypadku była to ociupinkę za wczesna (ale co tam:)) <werrrrbel> IMPREZA URODZINOWA TYTUSA!!! <fanfary> i <owacje na stojąco> ze świeczką i tortem z pasztetową i mandarynkami!







Na wieść o wydarzeniu zjawiła się cała okoliczna śmietanka towarzyska, z Łucją i Beniaminem na czele. Zamieszania przy tym było tyle, jakby te kilkadziesiąt metrów kwadratowych powierzchni najechała nie trójka, a przynajmniej trzydziestka małych Szkrabów.





Impreza przeciągnęła się prawie do białego rana. Kto był, ten wie. Reszta niech żałuje :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz