czwartek, 31 maja 2012

Odrobina zapominalstwa, szczypta adrenaliny i lot z przygodami zapewniony

Nasz lot z Gdańska do Oslo był po prostu wspaniały. Mały Tytus przespał większość lotu, bagaże przeszły bez problemu przez odprawę i nawet pogoda dopisała. Tymczasem pół godziny, które mieliśmy na przesiadkę, doprowadziły nas do siódmych potów i płaczu. A wszystko przez pozostawioną w kabinie torebkę.

Podróż z Maluchem jest niczym zakupy z Dzieckiem, niby wszystko ma się na rękach, bo jest i dzidziuś i torba/walizka, a potem okazuje się, że zostawiło się kartę kredytową, czy jak w naszym przypadku zestaw combo: torebka+ paszporty + karty płatnicze i kredytowe + karty pokładowe, pieniądze i telefon. Niestety torba ze wszystkimi najważniejszymi rzeczami została za siedzeniem w samolocie.





I nie byłoby w tym nic stresującego, gdyby nie fakt, że po wyjściu ostatniego pasażera, nikt za wyjątkiem upoważnionej osoby nie może wejść na pokład, a ta osoba będzie tam dopiero za pół godziny, w czasie, kiedy my powinniśmy siedzieć w drugim samolocie. Co by było, gdybyśmy nie zdążyli? Torba wg procedury powinna się znaleźć w biurze rzeczy znalezionych dopiero po 22, a po tym czasie nie ma lotów do Reykjaviku, czekała nas noc na lotnisku.


Na nasze szczęście w nieszczęściu, starsza pani, która nam pomagała sprężyła pośladki i zorganizowała pomoc w możliwie najkrótszym czasie. Torebka czekała na nas w bramce, jeszcze tylko wyścig z czasem przez cały terminal, ponowna kontrola bagażowa i oto znaleźliśmy się jako ostatni pasażerowie lotu do Reykjaviku w samolocie. Dalej było już tylko pięknie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz